Trojanki – Ewa Guderian-Czaplińska

Autorka sama zachorowała na raka piersi. Zawodowo profesor UAM w Poznaniu – od teatru antycznego i współczesnego. Rak nie wybiera. Napisała tę książkę dla „sióstr w niedoli, które zachorowały i najpierw muszą przejść chemioterapię”. Ewa znalazła się małej grupie kobiet (10-15%), które są „potrójnie ujemne”. Stąd ten tytuł – Trojanki. To pacjentki, które leczy się trudniej, a do tego pojawia się mnóstwo skutków ubocznych. Lektura przygotowuje na to, co będzie się działo z organizmem – by wiedzieć, rozumieć, by odzyskać kontrolę nad sobą. W końcu, by choć trochę sobie pomóc (choćby takim masażem). Tak sobie myślę, jak tu zabrać się do pisania o tej książce, bo to wcale łatwe nie jest. To takie trochę podglądanie cudzego życia i cierpienia. Jego biologii i prywatności. W końcu też marzeń i planów. Bo gdyby nie ta książka nie widziałabym nic o tym, co działo się w głowie Ewy, gdy szykowała się na wyprawę do Japonii, gdy wkuwała obce słówka, mówiła o sobie „antytalent językowy”, weganka, kochająca polskie morze i jeziora. A tu nagle ups – pod pachą wyskakuje piłka, która za nic w świecie nie chce zniknąć – wręcz przeciwnie z piłeczki zmienia się w piłkę golfową. USG, wizyty u lekarzy, badania: wszystko prywatnie, bo szybciej a wiadomo – zdrowie to skarb, na którym nie ma co oszczędzać. I ta straszna diagnoza, która wywraca życie do góry nogami. To zapiski własnych doświadczeń, przemyśleń, rozmów z innymi chorymi. To w końcu postrzeganie świata oczami chorego, który ma nadzieję na wyleczenie. Ewa jest wojowniczką, mierzy się z polską służbą zdrowia (miliony ludzi w poczekalni), swoją cierpliwością, uczy się pokory w długich kolejkach, targają nią emocje – czasem słyszy , że jest „niekulturalna”, gdy idzie jej dosłownie „piana z pyska, że pies z wścieklizną by się nie powstydził”. Autorka nie ma pretensji do świata, ona pisze po prostu jak jest.

Emocje, stres i pośpiech. Cycki to, cycki tamto. Okazuje się, że jeśli ktoś mówi „na super cito” – oznacza „za trzy dni”, bo przecież są kolejki. Obalony zostaje mit, że „super cito” to szybciej niż natychmiast. Ból – w ciele, w duszy. Kryzysy, miesiące diagnoz, bezduszność, często obojętność – jednym słowem nie jest łatwo. Szarpanie się z przychodnią, badania na oddziale, kolejne chemie, które powoli „ciurkają i ciurkają”. Nie da się uniknąć tematu raka. Jest wszechobecny – chyba nie ma rodziny, która by nie doświadczyła tej choroby. Głupio powiedzieć, ale na przykładzie Ewy Guderian-Czaplińskiej można się wiele nauczyć, dowiedzieć, przygotować. Autorka nie owija w bawełnę, nazywa rzeczy po imieniu, żadnych eufemizmów. Czasem z humorem, z autoironią. Niekiedy jest po prostu po ludzku wściekła, choć chciałoby się w tym przypadku powiedzieć coś innego – użyć jakiegoś mocniejszego słowa. Mnóstwo rad – takich, jakie dostaje się od siostry. Choćby takich: ważne jest trzy „R” – ruch, relacje. Przy lekturze niekiedy ryczałam jak bóbr, innym razem śmiałam się w głos. Bo autorka mimo tematu ciężkiego kalibru – często korzysta z poczucia humoru. Jakich kosmetyków używać, znaczenie masażu, zwykłej wycieraczki z twardymi igiełkami, jaką zastosować dietę, jak nawadniać organizm – rady z własnego doświadczenia i od „sióstr korytarzowych”, które często pojawiają się w tej książce. Książka oswaja trochę tego potwora, jakim jest rak, przygotowuje, przestrzega, radzi – jednym słowem pomaga i podnosi na duchu. Trudno pisać o tej książce. Trudną ją oceniać. Nie ma się podobać. Ona jest ważna. Dobrze, że jest. I na koniec recenzji – wszystkim czytającym tę recenzję, i sobie, życzę dużo, dużo zdrowia!

Ewa Guderian-Czaplińska zachorowała w 2019 roku. Na początku 2020 przegrała, niestety, walkę z chorobą.

Wydawnictwo Media Rodzina

Dodaj komentarz